Jedną z głównych cech narodowych Polaków jest skłonność do podziałów. Dzielą nas przede wszystkim polityka, ale także miejsce urodzenia, światopogląd czy w końcu sympatia do wybranego klubu piłkarskiego. Szczęśliwie są także obszary, które łączą. Mogą to być miłość do piłki nożnej, ale także zainteresowanie historią, szacunek do tradycji czy wreszcie patriotyzm. Wydarzenia z soboty 16 marca 2019 roku można śmiało nazwać mieszanką skrajnych emocji – podziałów i łączenia.
Z jednej strony był to dzień rywalizacji dwóch zwaśnionych od dawna klubów z wojskowymi korzeniami, warszawskiej Legii i wrocławskiego Śląska. Zaledwie kilka lat temu, w roku 2012 piłkarze ze stolicy Dolnego Śląska wyrwali w ostatniej chwili mistrzostwo stołecznej drużynie. To oczywiście tylko utrwaliło podział na “nich” i “nas”. Z drugiej strony kilka godzin przed meczem wydarzyło się coś szczególnego.
Do Warszawy wybrałem się wraz z 36-cio osobową grupą kibiców niepełnosprawnych zrzeszonych w Stowarzyszeniu KKN Śląska Wrocław. Dodatkiem do atrakcji meczowych była wizyta w Muzeum Powstania Warszawskiego. Przed wyjazdem naczytałem się materiałów o dość „zażyłych relacjach” zwolenników obu klubów. Tym bardziej moje wielkie zdziwienie wzbudził fakt, iż za zaproszeniem i organizacją zwiedzania muzeum stoją kibice Legii Warszawa związani z grupą SKN Niepełnosprawni Fanatycy. W drodze do Warszawy w mojej głowie pojawiło się pytanie – jak będzie wyglądała ta wizyta?
Naszym przewodnikiem był Tomek, kibic Legii. Młody, uśmiechnięty chłopak. Powiedzieć o nim przewodnik, to nic nie powiedzieć. Szarmancki gość o entuzjazmie dziecka rozpakowującego świąteczny prezent, z wiedzą wykraczająca daleko po za rejony znanej nam historii. A tę znam lepiej niż przeciętnie. Po prostu się nią interesuję. Ale dopiero za sprawą tego chłopaka poczułem ten specyficzny klimat dramatycznych wydarzeń sprzed ponad 70 lat. Tomasz rozpoczął od ukrytych podziękowań za to, że jesteśmy kibicami klubu, który był jednym z pierwszych zaangażowanych w uczczenie pamięci ofiar Powstania Warszawskiego. Wszyscy dobrze pamiętamy tę oprawę z napisem: “Niech mówią, że klęska, że czcić nie należy, Śląsk Wrocław jest dumny z Powstańczych Żołnierzy”. Na wstępie poczuliśmy się dumni. Warszawiak podkreśla zasługi Wrocławian. A to przecież dopiero początek.
Opowieść połączona z wystrojem muzeum wywołała w nas wszystkich klimat terroru, śmierci i zniewolenia, czego doświadczyli mieszkańcy Warszawy podczas okupacji. Niestety, Oni nie mogli wyjść z muzeum. Strach, okrucieństwo i zagrożenie towarzyszyły im każdego dnia. Poczułem ogromny gniew, ale chwilę później nadzieję i wiarę. Zrozumiałem to, czego nie odda książka czy film, a co jest podstawą do zrozumienia czym było Powstanie Warszawskie. Siedząc w ciepłym fotelu łatwo wydać nam werdykt dla tych wydarzeń. A ocenić ich, w moim odczuciu, nie sposób. Patrząc na tego młodego Legionistę, zapewne rówieśnika walczących Warszawiaków, widziałem jak żyje tym, co nam mówi. Tego nie można zagrać. Widzieliśmy w nim jednego z Powstańców, opowiadającego o tragicznych wydarzeniach z 1944 roku. Przed wejściem do muzeum byliśmy kibicami dwóch nie lubiących się ze sobą klubów. W środku czuliśmy się jednym zespołem. Jedność to nasz produkt narodowy w obliczu historii i tej strasznej, tragicznej historii, gdzie wróg był jeden.
Nie chcę odpłynąć w krainę absurdu. Nadal znajdujemy się w centrum dużego miasta w czasach pokoju. A jednak niesamowicie budujące uczucia stają w sprzeczności do tego, co oglądam na bardzo dobrze przygotowanych stanowiskach. Zamiast poczucia bezradności i żalu, czuję opór i nadzieje. Muzeum wiernie odtwarza ulice Warszawy, tej sprzed, jak i z okresu powstania. Wnętrze wypełnia półmrok, tworząc niezapomniany klimat. Precyzyjnie dopracowana trasa wprowadza w czas okupacji i podświadomie tłumaczy – dlaczego…
Nie wiem kiedy zleciały 3 godziny zwiedzania. Zadawanie pytania, czy warto było to przyjść kompletnie nie ma sensu. W opinii całej naszej grupy Muzeum Powstania Warszawskiego to obowiązkowy punkt na mapie Warszawy dla każdego, kto odwiedzi to miasto. Ja miałem to szczęście i zaszczyt być goszczonym przez kibicowskich “wrogów”. Ludzi, z którymi kilka godzin po zwiedzaniu przyszło mi rywalizować na trybunach stadionu przy ulicy Łazienkowskiej. Do tej pory o kibicach piłkarskich słyszałem niemal wyłącznie opinie negatywne. Dziś wiem, że to nie jest prawdziwy obraz tego środowiska. To co widzimy w mediach, nastawionych zwykle na tanią sensację, dzieli przepaść od stanu faktycznego. Co z tego, że na trybunach ludzie ci rywalizują ze sobą. W imię wyższych wartości zawsze potrafią się zjednoczyć. Łączy nas nie tylko piłka, łączy nas także miłość do Polski.
Kiedy wyszedłem z budynku muzeum, moim oczom ukazała się biało-czerwona flaga na muzealnej wieży, a w tle wieżowiec z napisem „Kocham Warszawę”. Przemknęła mi myśl – Zwyciężyli! I jeżeli pytasz, czy Powstanie Warszawskie miało sens, to z pełnym przekonaniem odpowiadam – czas zrozumieć bezsens tego pytania. Lepiej stanąć 1 sierpnia o godz. 17:00 na baczność i oddać hołd ludziom, którzy mieli odwagę powiedzieć NIE! Mieli odwagę ruszyć do boju wbrew wszystkim i wszystkiemu. I za to najszczerzej jak potrafię – dziękuję!
PL
Galeria zdjęć z tego wydarzenia dostępna jest na stronie: https://federacjakn.pl/galeria.